środa, 5 października 2016

Jarmark kasztelański 2016 i suknia wieczorowa z 1860 r.

Dawno, dawno temu postanowiłam uszyć czarną żałobą suknię z okresu powstania styczniowego i żałoby narodowej. Nawet zaczęłam ja szyć. Debiutu doczekała się jednak dopiero na Złotym Popołudniu 2015, kiedy to uszyłam do niej stanik balowy. Z tej imprezy mam może 3 zdjęcia, wszystkie w wersji dziennej (w tym poniższe autorstwa Pauliny Kowalczyk) więc wiecie dlaczego jej do tej pory nie widzieliście ☺


Jednak zapewniam, że poczyniłam już plany by suknię obfotografować i może zimą coś w tym temacie się pojawi. Co więcej, od roku suknia ma też czarny żałobny bonnet i płaszczyk z futrem.

Ponownie okazja do założenia i pokazania wersji balowej nadarzyła się dopiero w maju, podczas Jarmarku Kasztelańskiego w Muzeum Zamku w Oświęcimiu. Nie, nie w tym muzeum o którym wszyscy teraz myślą. Oświęcim ma dużo bogatszą historię niż tylko ten czarny rozdział jakim jest funkcjonowanie obozu zagłady Auschwitz. Przy okazji wizyty w obozie warto też podjechać kawałek do centrum i obejrzeć starszą część miasta.

fot. Paulina Kowalczyk
Muzeum, o którym piszę rezyduje w średniowiecznym zamku położony m na malowniczym wzgórzu i ma całkiem ciekawą ofertę kulturalno - edukacyjną.

Tegoroczny Jarmark skupiał się na 150 rocznicy potyczki oświęcimskiej, która miała miejsce w 1866 r. Krynolina razem z panem Marianem Czumą brała udział w wieczorze "Austriackie gadanie", podczas którego zaprezentowała dioramę z komentarzem dotyczącym mody lat 50 i 60. XIX wieku, przerywanym krótkim wykładem pana Czumy na temat obyczajów na dworze austriackim (Oświęcim to dawna Galicja i zabór austriacki). Jak widać na zdjęciach starałyśmy się pokazać jak najwięcej różnorodnych strojów z obu dekad - amazonki, suknie dzienne, suknie balowe a nawet epokową bieliznę.

sobota, 1 października 2016

Wizyta w Zamku Książ

Po długim okresie zaniedbywania bloga naszła nie nieodparta chęć napisania notki, która zapewne ma związek ze zbliżającym się kolokwium rocznym z bloku karnego i koniecznością nauki. Cóż, mój pokój już błyszczy więc czas na bloga, a że nazbierało się od maja tematów do pisania pomyślałam, że się z Wam podzielę wrażeniami z pikniku zorganizowanego przez Fundację im. księżnej Daisy von Pless z okazji rocznicy urodzin patronki 25 czerwca 2016 r. w zamku Książ.

fot. Justyna Domżalska

Na imprezie byłam już po raz drugi. Rok temu odwiedziłam Książ w mojej miętowej edwardiańskiej sukience z III Pikniku w Pszczynie. W tym roku uszyłam coś specjalnie na to wydarzenie - błękitną suknię z mojego ukochanego 1908 r. Projekt własny, ale wzorowany na kilku rycinach, których niestety nie pokażę. Każdy kto odwiedza moje tablice na pinterest.com wie, że tablica z modą z okresu 1900-1910 ma już ponad tysiąc pinów więc szukanie tam czegokolwiek jest baaaardzo trudne.

Ta część wydarzenia, w której uczestniczyłam  składała się  pikniku z udziałem Krynoliny (kilkunastu członków i sympatyków), spaceru po zamku i ogrodach i afterparty w pokoju hotelowym. Obchody rocznicy urodzin Daisy były połączone z promocją książki "Siostry" ale w tej części niestety nie mogłam brać udziału ze względu na, to że pracuję w piątek a do Wałbrzycha ode mnie jedzie się 4 godziny. Jednak w sobotę udało nam się trafić na cudowną pogodę, aczkolwiek trochę wietrzną i ciut zbyt upalną jak na kilka warstw ubioru :) Ale Zamek Książ zawsze jest piękny, a otaczające go ogrody tak urocze, że aż proszą się o zdjęcia.

fot. Justyna Domżalska

fot. Justyna Domżalska

czwartek, 26 maja 2016

Pszczyńska Noc Muzeów 2016

Kiedy rozpoczęłam swoją przygodę z kostiumingiem, a było to jeszcze w liceum, nie zdawałam sobie sprawy jaką perełką jest pałac w Pszczynie i otaczający go park, mimo że mieszkam w pobliżu od dobrych 24 lat. Dopiero kiedy założyłam bloga i zaczęła poszukiwać dobrego tła do zdjęć odkryłam urok tego miejsca. Nieprzypadkowo Krynolina organizuje swój coroczny piknik w parku pszczyńskim, a na blogu pojawia się masa zdjęć z tego miejsca.

Od jakiego czasu Stowarzyszenie Krynolina bliżej współpracuje też z samym Muzeum Zamkowym w Pszczynie i podczas kilku ostatnich imprez udało nam się zrobić kilka zdjęć w ich cudownych wnętrzach.
 21 maja 2016 r. na zaproszenie Muzeum wzięłyśmy udział w Nocy Muzeów. Nasza rola sprowadzała się do ozdabiania ekspozycji, pozowania do zdjęć i uśmiechania się do zwiedzających. Takie tam połączenie eksponatów ze zwierzątkami na wybiegu w zoo :P

Poniżej (i powyżej) przedstawiam kilka zdjęć z wieczoru, którego hitem okazała się różowa kanapa idealnie dostosowana do siedzenia w gorsecie! Wcieliłam się w postać Adelheid von Hochberg, której portret znajduje się na ekspozycji w Zamku. Miałam na sobie jedwabną suknię z 1850 r. uszytą jesienią z okazji wernisażu tej wystawy. Kolor w sztucznym świetle jest ciepły i beżowy, ale zapewniam, w świetle dziennym to piękne srebro.

Zdjęcia, w większości, autorstwa Maqdy.

czwartek, 31 marca 2016

Pszczyńskie wnętrza i suknia z 1880 r. czyli udajemy Izabelę Łęcką

Dawno, dawno temu...

Mam tyle zaległości, że tak właściwie powinnam w ten  sposób zaczynać co drugi post, który się tutaj pojawi. Suknia, którą zobaczycie bije rekordy jeśli chodzi o opóźnienie w publikacji zdjęć, bo została uszyta na Złote Popołudnie 2014 w Brzesku i tam miała swój debiut. Ponieważ nie potrafię się pchać przed obiektyw na tego typu wydarzeniach zdjęć nie mam prawie wcale, jedynie kilka grupowych i trochę zrobionych z daleka.

Założyłam ją potem dwukrotnie, m.in. rok temu na sesji w Nowym Sączu i 5 września 2015 r. z okazji narodowego czytania "Lalki" B. Prusa.

Pierwsze zdjęcia widzicie dzisiaj tj. 31 marca 2016 r. I tak nie przedstawiają wszystkich wersji tego stroju...

Dzięki uprzejmości Muzeum Zamkowego w Pszczynie, razem z Alą i Justyną mogłyśmy zrobić kilka wspaniałych zdjęć na tle ich cudownych wnętrz.

Strój składa się ze spódnicy z trenem, który jest podpinany, fartuszka/tuniki w dziennej i wieczorowej wersji, osobnego trenu, który również można podpiąć oraz dziennego i wieczorowego stanika. W Pszczynie połączyłam dzienny stanik z wieczorowym fartuszkiem/tuniką i rozłożonym trenem.



niedziela, 14 lutego 2016

Pelisa z 1825 r.


Powracając po dłuższej przerwie spowodowanej życiem, przedstawiam Wam moją wełnianą pelisę z 1825 r.,  uszytą na Ojców. Był to strój, który cieszył mnie najbardziej, ale ze względu na pogodę (30 stopni) nie znalazł miejsca w mojej walizce i nie załapał się na żadne zdjęcia.

Well, after four months of neglecting the blog I'm pleased to show you my 1825 pelisse. I intended  to wear it in Ojców at the end of August and I had been very excited about it. As it turned out I had to left it at home due to very warm weather.

W grudniu, kiedy pogoda była już odpowiednia (dla mojego stroju, bo Magda w swojej cieniutkiej krynolinie trochę marzła i próbowała porwać mi mufkę :P), razem z Maqdą wybrałyśmy się do Pszczyny na małą sesję zdjęciową.

In december, when the temperature dropped below zero, Maqda and I took some photos of it during one of our sewing weekends.

Oto efekt:





środa, 23 września 2015

Przygody panien pensjonarek w Ojcowie 1825


Pora opisać, z prawie miesięcznym opóźnieniem, jeden z najlepszych weekendów jakie przeżyłam w tym roku - Zlot Krynoliny w Ojcowie w klimacie 1825 r. Zapewne zdziwi Was, że tak dobrze było mi na imprezie w tym datowaniu, bo wiecie że nie podobają mi się stroje pomiędzy 1810 a 1830 r. ale o dziwo, obszyłam się i nawet znalazłam parę rzeczy, które mi przypadły do gustu! Jedną z nich był chemisette, która jest tak uroczym dodatkiem że chcę jeszcze jedną. I kapelusz - nakrycia głowy też mieli fajne. Oprócz tego spodobały mi się sukienki zdobione naszytymi sznurkami materiału i pelisy (którą nawet uszłam, ale ze względu na 30-stopniowy upał nawet nie spakowałam).


Fot. Anuszka St.
Czepek i kapelusz porwałam Lady Polley, fot. też ona.
Sam Zlot odbył się w pięknym, malowniczym ośrodku DW Zosia i trwał od piątkowego popołudnia do niedzieli do 13:00 w dniach 28 - 30 sierpnia 2015 r. Dla mnie rozpoczął się trochę później, bo w piątek wieczór, kiedy to mój własny woźnica (czyt. brat) odwiózł mnie z górą tobołów na miejsce. Przed podróżą w XIX wiek musiałam załatwić kilka spraw rodem z XXI wieku np. pracę :) Ale udało mi się załapać na niezwykle emocjonującą grę w żywe obrazy i koncert arii mozartowskich.

wtorek, 28 lipca 2015

Bo nikt nie zrozumie tak jak inny kostiumer/ No one gets you like another costumer.


Po tym  niespodziewanie (nawet dla mnie) zdecydowałam się na udział w balu Cracovia Danza w nowej (!) sukience, na którą nawet nie miałam wtedy tkaniny musiałam podkręcić tempo pracy, żeby zdążyć. Tym bardziej, że prawie tydzień czekałam na wysyłkę towaru i materiał dostałam dopiero w piątek, czyli niecały tydzień przed balem!
Since I suddenly decided to attend Cracovia Danza Ball in my new robe a la polonaise which I hadn't even started then (and I hadn't had any fabric for it, or a pattern for that matter) I needed to work crazy fast to get it all done in time. Life wasn't nice to me because my fabric was delivered last friday (6 days before the event) and I was so late I seriously considered backing out of that plan.

Trzy dni później mam ręcznie uszytą górę robe a la polonaise (której nigdy wcześniej nie szyłam) i połowę naszytych dekoracji. W dodatku wzbogaciłam się o jedwabną sukienkę z second - handu (milusi biały jedwab), bryklę do gorsetu, miliard metrów sznurka satynowego, wstążki w tym samym kolorze i taśmy bawełnianej. A, i jeszcze zrobiłam zdjęcia żakietu, który czekał na nie od roku.
Three days later and here I am - with my hand - sewn robe a la polonaise 75% done, waiting only for trimmings. During those  days I also found silk second-hand dress, busk for my corset, many many yards of satin string and cotton tape as a result of shopping spree. Oh, there also was some long overdue photoshoot :) And so much fan in it all!

Moja "prawie" gotowa suknia/ My half done dress
W jaki sposób? Prosty - na weekend przyjechała do mnie Maqda, która wpadła na podobnie szalony pomysł co ja (no, trochę jej w tym pomogłam :P) i postanowiła uszyć sobie nowy pet-en-l'air na bal. Spędziłyśmy razem niecałe trzy dni, w czasie których szyłyśmy jak szalone. Dużo łatwiej się zmobilizować do pracy, kiedy osoba obok nas siedzi i tak samo pracowicie dłubie przy swojej sukience. A dopasowanie wykroju jest o niebo łatwiejsze, kiedy ktoś poprawi szpilki na plecach :D
No i to wcale nie jest dziwne, kiedy robisz sobie obiad o 23:00 bo akurat przypomniałaś sobie o jedzeniu.

How did I do that? It's easy - I invited my fellow costumer Maqda for a sewing weekend. She had a similiar brilliant idea - make a completly new garmet for the Ball. It really helps to overcome your laziness when someone else is sewing with you. We worked on our garmets, helping each other adjust patterns in the back and eating dinner close to midnight. No one gets you like another costumer so working 8 hours in a row wasn't something strange to her.


Tym sposobem każda z nas skończyła z zrębem ubioru na bal. Ale o tych strojach będą pewnie inne posty. Na koniec zrobiłyśmy sobie też sesję w Pszczynie, efekt poniżej :)
So when we parted on Sunday each of us had quite wearable garmets in hand, It's a huge succes considering that on Friday we both started with uncut fabrics. To top it all, we went to park in Pszczyna to take some photos of costumes that waited in our wardrobes (like my striped KCI jacket).

But, I'm going to post about my outfit fo the ball later. Now, let me show you my striped cotton jacket based on the one held in KCI.